Chlip chlip
Dzisiaj żegnam się z Club Croc (bo tak też inaczej zowie się Long Island Resort).
Od rana polegiwałam pod parasolem, wybrałam się też przy odpływie na obserwację małych ślimaczków. Cudowny widok, patrząc z plaży woda jest hen, hen daleko, a przed oczami ciągnie się pustynia, przeryta małymi strumyczkami, po której chodzą różne ptaki, szukając pożywienia (co nie jest trudne).
Po parogodzinnej przygodzie z piłką w basenie odpoczęłam na plaży. Pozbierałam trochę muszelek, i tu uwaga!
Już z polskiej perspektywy muszę Was ostrzec przed zbieraniem muszelek oraz skamieniałych kawałków rafy z miejsc, które nie są parkami narodowymi (w parkach narodowych tym bardziej jest to zabronione i tego nie robimy - nie zrywamy kwiatków, nie drażnimy zwierzątek, nie zabieramy ze sobą muszli). Ale nawet w przypadkach, gdy jesteście na zwykłej plaży, powstrzymajcie się przed chęcią pozbierania z piachu kilku kamyczków, które 20 lat temu były rafą.
Australijscy celnicy nie mają z tym problemu, tak jak nie mają też z oficjalnymi, pamiątkowymi przedmiotami jak skórzane kapelusze.
Ale polscy/unijni już mają. Okazuje się, że tutejsze prawo zakazuje wwożenia do Polandii wszystkiego, co jest, było lub mogło być rafą czy większą muszlą. Bardzo mądrze, bo wiem, że turyści lubią niszczyć rafę i ją ZRYWAĆ (tfu tfu!). Ale czasem już przesadzają.
Do mnie doczepili się na lotnisku w Poznaniu. Niby standardowa kontrola, ale gdy wspomniałam, że mam jakieś kamyczki i muszelki, od razu postawili uszy. Temat rozwinę w powrotnym wpisie, ale już teraz ostrzegam, byście pięć(dziesiąt) razy się zastanowili, zanim coś przywieziecie z podróży.
PS A wszystkim, którzy niszczą przyrodę, zrywając żywą rafę, kupując produkty ze zwierząt chronionych, itp. - nie znoszę Was!
Taka mnie jeszcze refleksja dopadła - wszędzie mnie o wiele bardziej sprawdzano przy wjeździe (także w Australii). Przy wyjeździe olewano...
W każdym razie wieczornym promem wróciłam do Airlie Beach, zalogowałam się ponownie w Koala, po czym, o wspaniała Australio! obejrzałam wielki pokaz fajerwerków, postawiony przez miasto Airlie Beach z okazji lokalnej uroczystości.
Pokaz lepszy, niż większość wielkich oficjalnych w Polonii. Tylko nietoperze się bały, bo latały od drzewa do drzewa.