Geoblog.pl    Strine    Podróże    Australia 2007    Raj na ziemi, czyli Whitsundays
Zwiń mapę
2007
24
paź

Raj na ziemi, czyli Whitsundays

 
Australia
Australia, Whitehaven Bay
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18428 km
 
Dzisiaj liznęłam raju. Tak tylko można nazwać miejsce, w którym dziś byłam.
Whitehaven Xpress to jednodniowy rejs, można by powiedzieć, "objazdowy", ale stosowniej byłoby "opływający".

Biznes rodzinny, z hostelu odbierała mnie, na oko patrząc, mama. Łódką dowodził ojciec z synem, była jeszcze /chyba/ córka. I było fajnie.

Wprawdzie nie było słychać tego, co pan starszy opowiadał o wyspach, przy których przepływaliśmy, ale prawdę mówiąc i tak go nie słuchałam. Było za pięknie.

Na początek popłynęłam do Tongue Bay na wyspie Whitsunday, skąd przespacerowałam się na punkt widokowy. A widok z tego punktu... nieziemski. Tak, jakby ktoś postawił przede mną najpiękniejsze zdjęcie z folderu turystycznego, podkręcił je dziesięciokrotnie i zaczarował.
Widać plażę Whitehaven Beach. Słusznie uważaną za jedną z najpiękniejszych na świecie. Widać wodę omywającą olśniewająco biały piasek, która jest tak przezroczysta, że odsłania podwodne wydmy z tegoż piasku. Całość przyozdobiona bezchmurnym niebem, zielenią drzew na wyspie oraz odrobiną magii.

Kiedy wydawało się, że już nic piękniejszego tego dnia nie zobaczę, udałam się z towarzyszami łodzią na tę właśnie plażę. Wrażenie, jakie towarzyszy podpływaniu do niej, to kolejna mała nirwana przeze mnie przeżyta.

Na plaży dostałam ok. godzinę czasu wolnego, która zleciała jak 5 minut. Trochę popływałam, pogrzałam się na słońcu, pogrzebałam w białym piachu, popluskałam w przezroczystej wodzie, poobserwowałam jakieś jaszczurki i już trzeba było iść na lunch.

Lunch na plaży przygotowany został w cenie wycieczki i był po prostu PYSZNY. W takiej scenerii pewnie i drewniany kołek smakowałby jak carpaccio, ale to jedzenie stanowczo kołkiem nie było.

Kiedy niestety trzeba było się zwijać, z łezką w oku załadowałam się na motorówkę dowożącą do łodzi. Zostałam sprowadzona nieco na ziemię (snułam już wizję biwakowania pod namiotem na tej plaży, co jest możliwe!) informacją, że w ubikacji był taaaaaki pająk. Z perspektywy czasu, świadoma zasady, iż w Australii "im mniejszy potwór, tym groźniejszy", myślę, że tamten wystraszyłby się mnie bardziej, niż ja jego.
Ale w tamtej chwili to stwierdzenie pozwoliło mi wrócić na łódź bez błagania o jeszcze godzinę ;)

Na sam koniec popłynęłam do pięknej zatoczki, w której po raz pierwszy zakosztowałam snorkelowania. I, szczerze mówiąc... w tamtym miejscu mi się ten sport nie spodobał. Oczekiwałam miłości od pierwszego wejrzenia, oszołomienia i czaru, podczas gdy rafa tam była tak dziwna, iż albo unosiłam się nad 100-metrową głębiną, albo dosłownie ocierałam się o kawałki rafy. Nieco stresu temu towarzyszyło, a co za tym idzie, byłam rozczarowana. Pomijając oczywistą przyjemność popluskania się w wodzie.

Jak czas pokaże (a dokładniej jedna wyprawa z Cairns), snorkelling okazał się moją miłością od drugiego wejrzenia. Ale za to jaką...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Strine
Magda Rut
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 22 komentarze22 552 zdjęcia552 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.07.2008 - 04.07.2008
 
 
15.08.2008 - 15.08.2008
 
 
10.04.2009 - 10.04.2009