Geoblog.pl    Strine    Podróże    Wenezuela - w krainie tukana...    Dzień osiemnasty – co Eiffel robił w El Dorado?
Zwiń mapę
2008
02
gru

Dzień osiemnasty – co Eiffel robił w El Dorado?

 
Wenezuela
Wenezuela, El Dorado
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10599 km
 
Po śniadaniu ruszamy w stronę Puerto Ordaz (Puerto Ordaz no! Porlamar si! - pamiętacie?). Jedziemy jedyną większą drogą (większa = jeden pas w każdą stronę) w okolicy. Tę drogę od razu zobaczycie, jak tylko zerkniecie na mapę Wenezueli. Dzisiejszy dzień jest przewidziany jako transferowy, ale i tak sporo się dzieje. Zatrzymujemy się w sklepie spożywczym w miejscowości Kilometro 88 w celu uzupełnienia trunków. Sama miejscowość jest mało ciekawa, jednak jej nazwa brzmi tajemniczo. Okazuje się jednak, że mało pomysłowi lokalsi nazwali ją po prostu numerem kilometra, na jakim znajduje się na południe od El Dorado. Na tej drodze (jedynej w okolicy!) takich miejsc jest więcej. Kilometro ochenta y ocho (jak to ładnie brzmi po hiszpańsku) jest warte wspomnienia, gdyż tereny dokoła zawierają jedne z największych nieeksploatowanych na przemysłową skalę pokładów złota na świecie.
Jedziemy serpentynami górskimi przez dżunglę, mijamy grupkę obserwatorów ptaków. Do Wenezueli, z racji olbrzymiego bogactwa fauny, zjeżdżają tabuny ornitologów i innych fanów ptasich obserwacji. Podobno trzeba na nich uważać na drodze i tu się nie dziwię – wyłazi taki z lasu, łeb zadarty gdzieś w niebo, do tego lornetka i mamy pełen obraz potencjalnego rozjechanego pieszego.
W końcu docieramy do słynnego miasta gorączki złota: El Dorado. Przed oczami mam obrazy z filmów o podbojach konkwistadorów: osada zagubiona w dżungli, w niej Indianie w przepaskach biodrowych chodzący boso wśród skarbców.
Hello! Miejscowość jest jak najbardziej murowana i asfaltowa, a do tego brudna jak konkwistador. Wszędzie śmiecie, zgniłe liście i ogólny syf. Na ulicach mnóstwo facetów – zarośnięci, w starych ciuchach, większość z nich żyje z wydobycia złota. Wszędzie szyldy o skupie złota i diamentów. Łapiemy na zdjęciach kilka ciekawszych budynków, np. salon piękności L'oreal (sic!) w baraku czy hotel „Mój dom” wyglądający tak, że strach zajrzeć do środka.
Oglądamy także perełkę architektury – most zaprojektowany przez pracownię monsieur Eiffel'a. Tak, tego od wieży. Nie wiem, co on robił w tej dziczy. Most jest piękny i zdecydowanie w stylu epoki, podobno konstrukcja jest taka sama, jak konstrukcja wieży. Bardzo łatwo go przeoczyć, gdyż położony jest przy starej drodze (do miasta wjeżdża się piękną i zadbaną, nowym mostem).
El Dorado słynie także z więzienia na wyspie, w którym odbywał karę słynny Papillon. Z brzegu wygląda jak Alcatraz.

Następnym przystankiem jest miasteczko El Callao. Jeśli w El Dorado złoto się skupuje, to El Callao jest zdecydowanie nastawione na sprzedaż gotowych wyrobów. W El Callao odkryto złoto w 1865r. i nadal są to rejony (podobnie jak pobliskie El Dorado czy El Pauji) nastawione na pojedynczych poszukiwaczy fortuny. Przy głównej ulicy jest kilkanaście sklepów z biżuterią, obsługiwanych przez nieco znudzone sprzedawczynie. Sergio zostawia nam sporo czasu wolnego i mam wrażenie, że jest przekonany, że coś tu złotego kupimy. Wchodzimy nawet z ciekawości do jednego ze sklepów. Sprzedawczyni pyta się, skąd jesteśmy, zgaduje, że z Rosji. Nie wiem, czy ceny są niskie (podobno tak i to bardzo), niemniej i tak świecidełka są nie na naszą kieszeń oraz poczucie estetyki. Szybko wracamy do samochodu i ruszamy w dalszą drogę.

Późnym popołudniem, wymęczeni, docieramy do Puerto Ordaz. Jest tam piękny most nad Orinoko, jeden z nielicznych na tej rzece. Nasz nocleg jest dzisiaj bardzo wypasiony – przytulna posada, czyli pensjonat na obrzeżach Puerto Ordaz. Można powiedzieć – luksusy. Tego wieczora wybieramy się do Orinokia Center – olbrzymiego centrum handlowego. Tradycyjnie już na półce z importowanymi towarami widzę polską wódkę, bodajże Wyborową. W centrum panuje przedświąteczna gorączka i tak naprawdę tam uświadamiam sobie, że niedługo Gwiazdka. Centrum przystrojone jest choinkami (typowe drzewo w kraju tropikalnym) i bombkami.
Wieczorem gramy w kalambury, co jest niezłym wyzwaniem zważywszy, że Sergio nie zna polskich tytułów filmów, my czasem nie znamy tytułów angielskich, a te są jeszcze inne, niż hiszpańskie. Słowem – jest wesoło.
Tu także żegnamy się z Kasią i Marcinem, którzy rano udają się na Margaritę. Mamy nadzieję, że lotnisko będzie czynne, gdyż uwaga! z lokalnych ciekawostek! Mogłoby się okazać, że lokalne lotnisko jest nieczynne, gdyż na przykład odbywają się jakieś zawody. O których oczywiście nikt nic wcześniej nie wiedział. Na takie niespodzianki trzeba w Wenezueli uważać – trochę się już nasłuchaliśmy na ten temat.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Strine
Magda Rut
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 22 komentarze22 552 zdjęcia552 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.07.2008 - 04.07.2008
 
 
15.08.2008 - 15.08.2008
 
 
10.04.2009 - 10.04.2009