Geoblog.pl    Strine    Podróże    Wenezuela - w krainie tukana...    Dzień siedemnasty – wodospad do kompletu
Zwiń mapę
2008
01
gru

Dzień siedemnasty – wodospad do kompletu

 
Wenezuela
Wenezuela, Gran Sabana
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10535 km
 
Od rana dajemy sobie wytrząść tyłki, jadąc landcruiserem przez dżunglę. Po wielu drewnianych mostkach, koleinach, kałużach, wystających z piasku kamieniach i wielkich chaszczach, docieramy do wioski indiańskiej Liwo Riwo. Tutaj w oczekiwaniu na łódkę gramy w domino z lokalną elitą, ta gra nabiera strategicznego sensu :) W końcu siedzimy w łódce i płyniemy do małej przystani, skąd ruszamy w stronę kolejnego wodospadu. Towarzyszy nam indiański przewodnik, który obdarowuje mnie pięknym kwiatem. Robimy sobie razem zdjęcie w romantycznych okolicznościach przyrody. Ech, gdyby nie jego wiek przedemerytalny i brak zębów...
Droga prowadzi pod górę, potem znowu w dół i w końcu docieramy do miejsca, skąd widać nasz cel. Jest to wodospad Aponwao o kształcie podkowy, ma wysokość 110m. Jest naprawdę piękny i wygląda bardzo potężnie. Schodzimy do stóp wodospadu i muszę powiedzieć, że jest to jedna wielka sauna. Woda z Aponwao rozprasza się w powietrzu i tworzy mgiełkę unoszącą się na wiele metrów. Stoimy w pewnej odległości od wodospadu, a i tak jesteśmy cali mokrzy. Oczywiście obiektywy też są mokre i mamy tylko nadzieję, że wyschną. Nie podchodzimy nawet bliżej, jest mokro i ślisko, aczkolwiek uroczo.
Gdy wracamy w stronę naszej przystani, na pustej ścieżce towarzyszą nam... kury. Są bardzo towarzyskie i ciekawskie i widać, że to ich teren. Gdy docieramy do umówionego miejsca spotkania z naszą wodną taksówką, po łodzi ani śladu. Jest tylko pusta, rozlatująca się budowla, sawanna i wspomniane kury. No i my – ludzie, którzy w oczekiwaniu na łódkę dostają głupawki, np. Krzyś zaczyna ganiać kurę. Czekamy i czekamy i widzę tylko rosnącą irytację Sergia. W końcu na horyzoncie pojawia się łódź – przewoźnik tłumaczy się, że musiał zatankować, że coś tam, terefere. Normalka w tym kraju, nawet nas to nie ruszyło.
Z Liwo Riwo ruszamy w drogę. Jedziemy między innymi pasem startowym, który w wolnych chwilach jest całkiem dobrej jakości drogą. To miła odmiana po bezdrożach. O zmroku docieramy do obozu położonego na końcu Gran Sabany. Rapidos de Kamoiran to właściwie coś a la nieduży motel – system budyneczków, mały sklepik i stacja. Wieczorem długo siedzimy, pijemy różne dobre trunki i śpiewamy. Sergio przepięknie śpiewa i gra na gitarze, ale to chyba wszyscy tutejsi chłopcy mają we krwi. Niestety nie potrafiliśmy z siebie wykrzesać ani jednej polskiej piosenki W KOMPLECIE. Orły, sokoły i Ania Jopek – oto, co rum robi z człowiekiem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Strine
Magda Rut
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 22 komentarze22 552 zdjęcia552 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.07.2008 - 04.07.2008
 
 
15.08.2008 - 15.08.2008
 
 
10.04.2009 - 10.04.2009