Geoblog.pl    Strine    Podróże    Wenezuela - w krainie tukana...    Dzień dwudziesty – z kamerą i maczetą na Orinoko
Zwiń mapę
2008
04
gru

Dzień dwudziesty – z kamerą i maczetą na Orinoko

 
Wenezuela
Wenezuela, Pedernales
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10971 km
 
„...ale z gąszczu onego ile fantastycznych wylatywało odgłosów, jakie zaczepne paszcze zagadkowych potworów wydzierały się tam w dziwnym rozjuszeniu! Kłapało to, skrzeczało, dobywało jęków, pukało, nade wszystko zaś dokuczało do szpiku srogim syczeniem. Rzekłbyś: spusty piekła otwarte, skąd wypadły różnorakie bestie...”.
Arkady Fiedler w „Orinoko” (mam znowu na tapecie) bardzo celnie opisał dżunglę. Nawet w ciągu dnia wydobywało się z niej mnóstwo odgłosów; wieczorem to był istny koncert. Podczas nocy spędzonej w palafito słyszeliśmy miliony mieszkańców otaczającej nas dziczy. Rano przy śniadaniu (ponownie pyszny, tutejszy chlebek!) wymienialiśmy się wrażeniami i ustaliliśmy plan na dzisiejszy dzień. Czekał nas cały dzień na łodzi, mieliśmy dopłynąć aż do ujścia rzeki (jednego z wielu, w końcu to delta).
Czytałam ostatnio jakiegoś bloga z podróży do Wenezueli, którego autorka skarżyła się na ubogą faunę delty Orinoko. Że płynie się tymi kanałami i nie widać żadnego zwierza. To fakt, jeśli płynie się samemu lub z mało doświadczonym przewodnikiem. My mieliśmy szczęście – naszym przewodnikiem był tutejszy Indianin. Gdyby nie on, też byśmy nie zobaczyli żadnego stwora. Teraz się powtórzę, ale to warte podkreślenia. Otóż płynąc po rzece, naprawdę widać tylko zwartą ścianę lasu. Nie sposób niedoświadczonym okiem wypatrzyć jakiegokolwiek zwierzaka. Nasz przewodnik nie zawiódł – co chwilę podpływaliśmy w stronę brzegu i wypatrywaliśmy tego, co nam pokazywał. Dżungla jest wręcz usiana różnymi zwierzętami: widzieliśmy stada małp, tukany, ibisy, mrówkojada, papugi, kłótliwych znajomków - guacharaca, węże i mnóstwo innych stworów. W pewnej chwili zatrzymujemy łódkę i uderzamy w powierzchnię wody i w łódkę. Chwila ciszy, rozglądamy się i... są! Nad wodę wyskakuje szaroniebieski delfin. Za chwilę drugi, i trzeci. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, gdyż te delfiny szybko zmieniają miejsce i wyskakują nad wodę tam, gdzie nikt się nie spodziewa. To toninas – delfiny rzeczne. Magiczne doświadczenie, gdyż kogo jak kogo, ale delfinów to się tu nie spodziewaliśmy.
Kanały rzeczne są przeróżne – niektóre całkowicie zarośnięte wodnymi hiacyntami, niektóre z wodą, w której można się przejrzeć, jak w lustrze. Niektóre zaś szerokie i z bardziej konkretnym nurtem. Zwiedzamy ten labirynt i zapewniam Was, że po 5 minutach człowiek ma problem z odnalezieniem właściwego kierunku w tej plątaninie. Zdajemy się na naszego przewodnika :)
Na jednym z kanałów podpływamy do brzegu. Podlatuje do nas trochę komarów, a my zatrzymujemy się w małej zatoczce i przygotowujemy się do połowu piranii. Każdy ma kijek z żyłką, na której końcu jest haczyk. Na haczyku zawieszamy kawałki świeżego mięsa, tłuczemy kijem wodę, by przywołać ryby, zarzucamy wędkę i czekamy. Po jakiejś chwili widzimy w wodzie ruch i lekkie szarpnięcia wędek. Rybki są jednak sprytniejsze: podpływają do haczyka, zdejmują z niego mięso i odpływają. Tak oto zafundowaliśmy im darmowy bar z przekąskami. Nikomu nie udaje się złowić ani jednej piranii, za to zapasy mięska są znacznie uszczuplone. Wredne bestie. Pytam się Sergia, jak to jest z tymi piraniami – czy mogą użreć palec? Ogólnie nie należy się bać, jeśli jest się na rzece z nurtem i nie ma się ranek czy zadrapań. Piranie reagują na krew i bardzo lubią słaby nurt. Oczywiście, jeśli wsadzi się do wody rękę i czeka się na jakąś akcję, z pewnością się jej doczeka. Nie ryzykuję :)))
Po nieudanym (jak dla kogo, hehe) połowie płyniemy dalej. Nasz przewodnik zadaje nam zagadki typu: czy widzicie tukana? Po jakimś czasie oczy przyzwyczajają się i jesteśmy w stanie dostrzec więcej, niż na początku. Wiadomo, że widzimy zaledwie ułamek wszystkich zwierzaków gapiących się na nas z lasu, jednak satysfakcja jest.
Wypływamy na szersze kanały i po pewnym czasie widać, że jesteśmy bliżej ujścia. Woda zaczyna ciemnieć, nurt robi się mocniejszy, zaczyna nieco bujać. Dopływamy do miejscowości Pedernales, która położona jest przy ujściu do Zatoki Paria. Stąd już tylko 45 minut i odwiedzilibyśmy Trynidad. Tudzież podbilibyśmy naszą malutką łódeczką Atlantyk, gdyż znajdujemy się bardzo blisko ujścia zatoki do oceanu. Powstrzymujemy jednak zapędy i zatrzymujemy się na przystani, by coś przekąsić. Z lodówki wyskakują warzywa i tuńczyk. Siedzimy na deskach niewielkiego pomostu i kroimy warzywa na sałatkę. Jest ciepło, słonecznie i cicho, niedaleko widać kilkanaście domków i ludzi uwijających się przy pracy. Jedni reperują łódź, drudzy pomost, trzeci kombinują coś z sieciami rybackimi. W okolicy jest trochę ropy naftowej i w dali widzimy szyb. Metalowa konstrukcja i płomień na szczycie nie pasują mi do dzikiego Orinoko.
Po sałatce robimy próbę wypłynięcia do zatoki. Woda jest fioletowo – granatowa. Chwieje bardzo mocno i nasza łódeczka przemienia się w żygojachcik. Czuję, że zaraz ponownie obejrzę tuńczyka, na szczęście wracamy na spokojne wody. Dopłynęliśmy naprawdę daleko i dużo czasu zajmuje nam powrót do obozu. Po drodze widzimy łódź z gromadą turystów i ogromnym napisem, bodajże „Orinoco Express”. Jest to jedna z wielu możliwości zwiedzania tego zakątka – jednodniowe wycieczki pozwalają na liźnięcie tutejszej przyrody. Patrząc z perspektywy ostatnich 2 dni myślę, co stracili. Nie sądzę, by w takim tabunie i w takim pośpiechu można było zanurzyć się w piękno delty. Można obejrzeć co nieco, odwiedzić wioskę Warao, kupić trochę paciorków i wrócić do hotelu. Tylko... po co? Chętnie zostalibyśmy tu jeszcze z tydzień, a i to byłoby za mało, by oswoić się z tutejszością i dostrzec nieco więcej.
Po drodze spotykamy się z delfinami toninas, ponownie zaglądamy do Indian i oglądamy zachód słońca z perspektywy środka rzeki. Znowu obserwujemy papugi lecące parami z jednego brzegu na drugi. Jest cicho i klimatycznie. Zachód jest przepiękny, a rum z colą daje trochę w dekiel.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Strine
Magda Rut
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 22 komentarze22 552 zdjęcia552 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.07.2008 - 04.07.2008
 
 
15.08.2008 - 15.08.2008
 
 
10.04.2009 - 10.04.2009