Geoblog.pl    Strine    Podróże    Australia 2007    Rafa z Anią
Zwiń mapę
2007
29
paź

Rafa z Anią

 
Australia
Australia, Cairns
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18963 km
 
Z samego rana melduję się na wybrzeżu Cairns. Jest upiornie gorąco, a na niebie ani chmurki. Jak to dobrze, że wzięłam dużo kremu z filtrem :)
Loguję się na stateczku Seastar. Na oko jest ok. 20 osób, w tym jacyś Niemcy z młodziutkimi, rosyjskimi kochankami (tak wywnioskowałam, goście są w średnim wieku, zaobrączkowani i gadają między sobą w języku Goethego, z czego jeden BARDZO przypomina Christophera Walkena. Laski zaś są młodziutkie, gadają po rosyjsku i smarują się najdroższymi kosmetykami). Oprócz tego są dwie przesympatyczne starsze panie, z których jedna także ma wypożyczony aparat do zdjęć podwodnych i pyta się mnie, czy ja wiem, jak to obsługiwać. Pokazuję tyle, co mówił mój friend od sprzętu (czyli - nic nie ruszaj, nic nie ustawiaj, tylko zoomuj i pstrykaj) i pani wygląda na zadowoloną.

Jest prześliczna pogoda, mkniemy w stronę rafy, a Ania perfekcyjnym australijskim robi wstęp. Opowiada o tym, co będziemy robić, o rybkach, jakie możemy spotkać i cała jej opowieść okraszona jest sporą dawką humoru.
Dopływamy do Michaelmas Cay. Cay to w tutejszym rozumieniu taka mała wysepka, cała stworzona z rafy koralowej. Nie ma tam lądu w tradycyjnym znaczeniu, nie ma skał ani lasów. Michaelmas to malusia, prześliczna laguna otoczona rafą. Obecnie tylko kilka firm ma pozwolenie na snorkelowanie przy Michaelmas. I bardzo dobrze - większość wysepki to teren zastrzeżony dla ptaków, ludzie mogą poruszać się tylko po wąziutkim skrawku plaży. Jest bajkowo!
Dopływam do tej plaży, tam ubieram cały sprzęt i płynę z Anią na rozpoznawanie rybek. Rafa jest tu zupełnie inna, niż ta, której doświadczyłam kilka dni temu. O wiele bardziej kolorowa, więcej rybek i przede wszystkim totalny spokój. Niby trochę nas jest, ale bardzo często czuję się, jakbym była tam sama. No i mam chyba o wiele lepszą rurkę (acz prostszą).
Chłonę piękno podwodnego świata i już wiem, że mnie "trafiło". Pływa mi się leciutko, rafa jest o wiele piękniejsza niż na jakichkolwiek zdjęciach. Oglądam rybkę Nemo w naturalnym środowisku, uśmiecham się do strzykw. Żal wracać na łódkę, ale przecież przede mną jeszcze tyyyyle wrażeń! Dopływam do łodzi, czekając na resztę pasażerów pływam sobie w jej okolicach i widzę olbrzymie ławice olbrzymich ryb zaraz pod statkiem. Wrażenie niesamowite...

Na statku dostaję lunch i zakochuję się w smaku świeżych krewetek królewskich. Ile straciłam przez całe dotychczasowe życie ;) Mają się nijak do tych krewetek, które zwykle je się w knajpach w Polsce - nie ma to jak świeże mięsko! Razem z sałatkami i owocami to zestaw, którym najadam się i jest mi rozkosznie :)

Smaruję ponownie ręce, nogi i twarz. Dopływamy do Hastings Reef - kawałka tzw. rafy zewnętrznej. Wielka Rafa Koralowa dzieli się właśnie na rafę zewnętrzną - czyli tę od strony reszty oceanu, oraz wewnętrzną - tę od strony lądu. Na zewnętrznej jest o wiele więcej ryb i innych stworzeń, bywają także rekiny (ale rzadko). Pływam w środku ławic dziwnych rybek, podziwiam ich świat i wsłuchuję się - gdy nie pluskam wodą, słyszę, jak ryba odgryza kawałek rafy. Takie charakterystyczne chrupanie :)

Pływam tyle, ile się da, oglądam wielgachną, dwumetrową rybę, której na początku trochę się boję. Zgodnie z opowiadaniami Anki ryba ta jest bardzo przyjacielska i ciekawska, więc podpływa bliżej, by sprawdzić, co to za stwory. I rzeczywiście, początkowe uczucie strachu mija.

W pewnym momencie robi mi się niedobrze, wskakuję na łódź i siadam zawinięta w ręczniki, popijając coś zimnego. Podejrzewam, że to od nadmiaru słońca. Dopiero po chwili zaczynają mnie piec uda oraz plecy. Co się okazało - nie wysmarowałam sobie nóg - nie wiem dlaczego pomyślałam (głupio!), że będę miała je całe pod wodą i nie poświęciłam im uwagi. Pamiętajcie - przed snorkelowaniem posmarujcie się filtrem (wodoodpornym i co najmniej 30tką) CALI!

W drodze powrotnej gawędzimy z Anką - mówi, że dorastała w Niemczech, przyjechała do Australii i miała w niej zostać tylko 2 miesiące. Siedzi już półtora roku... Jakoś wcale jej się nie dziwię.

Gdy dopływam do Cairns, dociera do mnie, że czeka mnie trudny wieczór z piekącą skórą. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie z ekipą Seastara i lecę do domu. Już wcześniej wymyśliłam sobie, że ponieważ mam za dużo bagażu, wyślę niepotrzebne rzeczy do domu. W pokoju wrzucam wszystko naprędce do wcześniej kupionego kartonu (poczta zamyka się za 20 minut) i lecę z tym kartonem przez Cairns. A wszystko coraz mocniej mnie boli.
Docieram do poczty dosłownie 3 minuty przed zamknięciem, tu szybko wypisuję deklarację celną i przekazuję panu karton. Pan oczywiście pomaga mi bezproblemowo przebrnąć przez wysyłkę. Wychodzę z poczty z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, po czym idę spontanicznie na moje pierwsze sushi.

Jest to kolejne odkrycie w Australii! Nigdy nie przypuszczałam, że sushi jest takie dobre!

Wlekę się (i to dosłownie) do pokoju. Ledwo daję radę położyć się na łóżku. Przede mną ciężka noc, a rano trzeba wcześnie wstać, bo przecież jadę do Kurandy... Nogi mnie bolą tak bardzo, że nie jestem w stanie się na nich utrzymać. Dochodzą do tego chyba jakieś zakwasy po paru godzinach machania płetwami, w każdym razie - jest koszmarnie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Strine
Magda Rut
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 22 komentarze22 552 zdjęcia552 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.07.2008 - 04.07.2008
 
 
15.08.2008 - 15.08.2008
 
 
10.04.2009 - 10.04.2009