Geoblog.pl    Strine    Podróże    Australia 2007    Powrót do cywilizacji
Zwiń mapę
2007
03
lis

Powrót do cywilizacji

 
Australia
Australia, Alice Springs
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21125 km
 
Szybka pobudka i już na nogach. Podjeżdża po nas autokar z nieco zmęczoną resztą grupy. Okazuje się, że część z nich spała w autokarze, część zaś pod tą wiatą. Terri, Amerykanka, podsumowuje - wy pachniecie! No cóż, prysznic i świeże ciuchy działają cuda, udało mi się także rozczesać kołtun na głowie. Czujemy się przez chwilę jak burżuje, bo nocowaliśmy w schronisku młodzieżowym :D

Po krótkiej wymianie wrażeń jedziemy pod Uluru. Pogoda jest zdecydowanie ładniejsza, a i Nathan ratuje nasze morale informacją, że uda nam się powrócić do Alice - w najgorszym wypadku podwiezie nas do tej rzeki przecinającej drogę, my przejdziemy/przepłyniemy przez nią, po czym po drugiej stronie odbierze nas inny bus. Aż chce się żyć!

Pełni nadziei ruszamy więc na spacer dokoła góry. Mamy dwie godziny i każdy idzie swoim tempem. Oczywiście wleczemy się ostatni - do tej pory ta wycieczka z Alice kojarzy nam się z wiecznym pośpiechem - nigdzie od czasu wyjazdu z Alice nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu - wszystkie spacery odbywały się w szybkim tempie, w centrum aborygeńskim też potrzebowałabym jeszcze 2 godzin. Tu szliśmy sami, robiliśmy zdjęcia cudownej przyrodzie, obecnie skąpanej w słońcu. Zorientowaliśmy się jednak po mapce, że powinniśmy przyspieszyć i część drogi to był dosłownie marszobieg. Znaleźliśmy jednak chwilę, by usiąść w cichym zakątku i posłuchać ptaków. Trafiliśmy na chwilę, gdy nikogo nie było w pobliżu i naprawdę było pięknie - cisza, spokój, taka mała oaza.

Wracamy więc do autokaru i niestety wracamy... Jazda jest monotonna, dopóki Nathan nie zatrzymuje się w środku niczego i nie zapędza nas w busz, który w tym miejscu jest po prostu pustynią porośniętą spinifeksem (taka bardzo ostra, sucha trawa) i kilkoma krzaczkami. Dostajemy informację, że szukamy lunchu i mamy kopać pod pewnymi krzaczkami, by znaleźć uschłe korzenie, w których bywają dobre (w smaku niby) larwy. Ktoś tam coś kopie, my raczej snujemy się między krzakami i podśmiechujemy. W końcu ktoś znajduje robala. Nathan pakuje go do pudełka i zapowiada, że będziemy go jeść :D

Zatrzymujemy się na lunch na jednej z kilku stations (już wiemy, co to jest - farma) i jemy ostatnią porcję mokrego posiłku. Nathan piecze robala i kroi go na małe kawałeczki w celu degustacji. Ktoś tam się kusi, ale wg jego opinii robal jest bez smaku. Już później przeczytam o tych glizdach, że są jednym z rarytasów nowoczesnej kuchni australijskiej i podawane są w najbardziej wyrafinowanych restauracjach. Coś takiego...

Po posiłku sprzątamy i ruszamy do domu. Rwąca rzeka okazuje się być już tylko strumyczkiem, docieramy więc bez przeszkód do Alice. Trochę nam smutno, bo jakoś zgraliśmy się z towarzyszami niedoli. A było naprawdę ciężko, w porównaniu z tym reszta naszej wyprawy wydaje nam się prościzną.

Żegnamy się pod motelem z resztą grupy i meldujemy się w naszym pokoju. Przebieramy się, myjemy i odkrywamy w naszym telewizorze funkcję DVD :) Oglądamy więc kilka zdjęć z rafy. Ruszamy następnie na miasto, gdzie dzwonię do domu i dowiaduję się, że 1. listopada mojemu bratu urodziła się druga córeczka - Natalka. Hip hip, hura!

Robimy mały spacer po centrum, jemy pizzę w maleńkim Pizza Hut (odmieńcy, nikt w Australii nie jada pizzy w lokalu, tylko bierze na wynos) i wracamy do pokoju, by położyć się spać.

Podsumowujemy ten etap podróży - było mniej lub bardziej fajnie i bardzo nam się podobało. Cieszymy się, że to miejsce zobaczyliśmy w formie bardziej zorganizowanej turystycznie, niż resztę Australii, gdyż WIELE się nauczyliśmy. Nie było lekko; ba, trzeba było się naprawdę przyłożyć, by wyprawa się udała, przy okazji wyszło na wierzch kilka niedociągnięć organizacyjnych ze strony firmy oferującej tę wyprawę. Na pewno nie był to konkurs dla mięczaków, bo wiele razy w ciągu minionych trzech dni mieliśmy po prostu dość wszystkiego :) Udało się nam jednak, a w tę okolice na pewno wrócimy. Na własną rękę :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Strine
Magda Rut
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 22 komentarze22 552 zdjęcia552 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.07.2008 - 04.07.2008
 
 
15.08.2008 - 15.08.2008
 
 
10.04.2009 - 10.04.2009