Geoblog.pl    Strine    Podróże    Wenezuela - w krainie tukana...    Dzień piętnasty – Wieeeeelka ta Sawanna...
Zwiń mapę
2008
29
lis

Dzień piętnasty – Wieeeeelka ta Sawanna...

 
Wenezuela
Wenezuela, Santa Elena de Uairén
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10352 km
 
Po śniadanku ruszamy na Wielką Sawannę. Zatrzymujemy się na wzgórzu, z którego rozciąga się rewelacyjny widok na sawannę. Sawanna to w sumie dużo powiedziane – jest tu mnóstwo wzgórz, wodospadów i ogromna dżungla z każdej strony. To wśród tepui toczyła się akcja „Zaginionego Świata”, to tutaj kręci się filmy o dinozaurach. Nie dziwię się.
Następnym przystankiem jest jedno z moich ulubionych miejsc w Wenezueli. Zakochałam się w Quebrada de Jaspe, czyli strumieniu z małym wodospadem w samym środku dżungli.
Dno strumienia wyłożone jest półszlachetnym kamieniem – jaspisem. Jest to skała w kolorze rudoczerwonym w czarne prążki. Głębokość strumienia to kilka-kilkanaście centymetrów. Wygląda nieziemsko – czerwone dno strumienia pokryte cienką warstwą wody znika w lesie deszczowym. Wodospad dopełnia rozkosznego widoku. To naprawdę trzeba zobaczyć! Przy strumieniu siadają motyle, na które polujemy z aparatem. Chętnie zostalibyśmy tam jeszcze trochę, ale czeka na nas jeszcze tyle przepięknych miesc...
Mijamy pojedyncze indiańskie domy i udajemy się do wodospadu Cortinas de Yuruani. Wodospad ma szerokość ok. 60 metrów i jest kolejnym cudem natury. Siadamy na skale, a przed nami przelewają się tony wody. Następnym przystankiem jest wioska indiańska o dźwięcznej nazwie San Francisco :) Tutaj chętni jedzą obiad, inni kupują od Indianki kolczyki, które i tak zgubią :) Obok nas dwie dziewczynki bawią się... olbrzymim żukiem. Jest wielkości ok. 6 centymetrów i jest błeee okropny. Dziewczynka traktuje go jednak jak zabawkę – owad chodzi jej po dłoni i widać, że im dobrze.

To w wiosce San Francisco de Yuruani poznaliśmy zasady gry, która towarzyszyć nam będzie przez niemal całą wyprawę – domino. Tutaj jest to jedna z podstawowych rozrywek i nikogo nie dziwi widok kilku starszych facetów emocjonujących się rozgrywką gdzieś przy drodze czy plaży. Zasady są trywialne i szczerze mówiąc nigdy nie myślałam, że jest to gra strategiczna. Niespodzianka!
Kolejne piękne miejsce to wodospad Soroape. Jest to naturalne jacuzzi w zagłębieniach skał, z bardzo intensywnymi biczami wodnymi. Kamienie bardzo śliskie, a woda rozkosznie ciepła. Niestety, dopadają nas muszki puri-puri. Jest ich tu mnóstwo i psują nam połowę radochy.
Sergio opowiedział nam wcześniej o pewnej turystce, która uparła się, że przepłynie pod wodą z jednego zagłębienia między skałami do drugiego. Pod wodą jest podobno tylko wąska szczelina i naprawdę strasznie trudno jest tamtędy przepłynąć. Dziewczyna dała radę, jednak Sergio miał pewne obawy. Opowiadał, że utkwiła pod wodą w szczelinie i chyba wizja utopienia się dodała jej nadludzkich sił. Przecisnęła się do sąsiedniego zagłębienia i tak, jak przed tą przygodą była nieco marudna, tak przez resztę podróży sprawiała wrażenie człowieka, który narodził się na nowo. Nie dziwię się, ja w każdym razie nie będę próbować bić jej rekordu.

Pluskamy się w wodzie i łazimy po kamieniach, ale puri-puri coraz bardziej dają czadu. Zmywamy się więc i lądujemy w punkcie widokowym, z którego widać szereg tepui. Miejsce jest intrygujące gdyż jest to wzgórze, na którym Indianie zostawiają swoje życzenia i prośby. Wokół nas pełno kamyków ułożonych w mniejsze i większe „ołtarzyki”. Są to zarówno małe kopce, jak i bardziej skomplikowane figury. Patrzymy w dół skarpy i każde z nas buduje ołtarzyk we własnej intencji.
Dla odmiany jedziemy do kolejnego wodospadu. Tym razem jest to 55-metrowy Kama Meru z wioską indiańską nieopodal. Zaczepia nas chłopczyk sprzedający własnoręcznie wykonane dmuchawki. Kupujemy jedną i nieco szalejemy, na szczęście strzałki nie są umoczone w currarze :)
Gwoździem programu jest punkt widokowy na, jak ją nazwałam, „Irlandię”. To olbrzymie wzgórza pokryte niską i intensywnie zieloną roślinnością. W dali widać indiańskie ogniska. Łapiemy się także na tęczę i tak kończy się nasz dzień w trasie. I pomyśleć, że widzieliśmy zaledwie kilka wodospadów z setek znajdujących się w okolicy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (31)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Strine
Magda Rut
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 22 komentarze22 552 zdjęcia552 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.07.2008 - 04.07.2008
 
 
15.08.2008 - 15.08.2008
 
 
10.04.2009 - 10.04.2009